Rozdział 6
Hikaru-chan
- Więc tu się ukrywasz Fulańczyku. –
Lumei stał na wysokiej skarpie i obserwował las. – Las Talolin. –
mówił do siebie.
Niedaleko lasu była wioska. Unosił
się nad nią dym. W powietrzu unosił się zapach spalonych ciał.
Połowa wioski była zrównana z ziemią. Czarnoksiężnik przymrużył
oczy.
- Macie być ostrożni. Tego Fulańczyka
chcę dostać żywego. Jeśli ktoś go zabiję, to czeka go straszna
kara. Zrozumiano!!! – odezwał się do swoich ludzi.
- A co z wieśniakami? – odezwał się
Drulo.
- Możecie ich wszystkich zabić. Są
nic nieznaczącym robactwem. Weź ze sobą Rille. Niech one się nimi
zajmą. Będą miały ucztę. A wioskę spalcie. Użyj magii wiatru i
skieruj dym na las. Musimy wykurzyć stamtąd moją zwierzynę. A
teraz ruszaj.
- Tak jest panie.
Harumi
Już 3 dni minęły od tego dziwnego
zdarzenia. Tak jak obiecałem Adae, nie wychodziłem z lasu. Wiele
razy korciło mnie żeby zobaczyć co się naprawdę stało. Ale w
ostatnim momencie powstrzymywałem się. Jednak teraz przekroczyłem
granicę lasu. Zapach dymu był dzisiaj wyjątkowo silny. Spojrzałem
w kierunku wioski. Unosił się nad nią gęsty czarny dym.
Kiedy stanąłem przed wejściem do
wioski, zamurowało mnie. Adae mówiła mi, że zniszczyłem połowę
wioski, a tu cała była zrównana z ziemią. Nie było ani jednej
ściany, ani jednego słupka.
- Co jak takiego zrobiłem? – po
policzkach zaczęły spływać mi łzy.
Wszędzie był zapach spalonych i
rozkładających się ciał. Aż mnie zemdliło od tego smrodu.
Zacząłem iść czymś co jeszcze 3 dni było główną uliczką
wioski.
- Jak to możliwe, że zrobiłem coś
takiego? Jestem jakimś potworem?
Nagle usłyszałem za sobą warknięcie,
a potem wycie. Już kiedyś słyszałem podobne. Odwróciłem się i
sparaliżowało mnie ze strachu. Przede mną stały dwa potwory. Były
wielkości konia. Cale ciało miały pokryte czarnymi łuskami, gdzie
nie gdzie wystawały ostre kolce. Ich głowy przypominały
skrzyżowanie kota z psem. Wydłużone pyski, z których wystawały
ostre zęby. Oczy miały całe czerwone z czarnymi pionowymi
źrenicami. Miały kocie uszy, za którymi znajdowały się dwie pary
rogów. Łapy miały bardzo umięśnione, zakończone ostrymi
czarnymi pazurami. Byłem tak przerażony, że nie wiedziałem co
zrobić. Chciałem uciec, ale nogi odmawiały mi posłuszeństwa.
Nagle jedna z bestii zaczęła biec w moją stronę. Rzuciłem się
do ucieczki. Jednak druga bestia błyskawicznie zagrodziła mi drogę.
Obie rzuciły się na mnie. Zasłoniłem się rękoma, byłem gotowy
na ból spowodowany ostrymi kłami wbijającymi się w moje ciało.
Jednak nic takiego się nie wydarzyło. Otworzyłem oczy. Jedna z
bestii wbijała zęby w moje ranię, a druga z nogę. Nagle
odskoczyły ode mnie skomląc żałośnie. Z ich pysków płynęła
krew. Spojrzałem na swoją rękę. Skóra była cała blada i
mieniła się tak, jakby była posypana drobnymi diamencikami.
- Co jest do cholery?! – krzyknąłem
przerażony.
Wtedy sobie przypomniałem co się
stało 3 dni temu. Dotknąłem swoich włosów, były dłuższe niż
zwykle. Wziąłem jeden kosmyk i przyjrzałem się mu, miał krwisty
kolor.
- Witaj Fulańczyku. – usłyszałem
za sobą złowrogi głos.
Odwróciłem się. Kilka metrów ode
mnie stał wysoki, potężnie zbudowany mężczyzna. Miał długie
zgniłozielone włosy i szare oczy, które patrzyły na mnie z chęcią
mordu. Zadrżałem pod wpływem tego spojrzenia.
- Kim jesteś?!
- Lumei Halag.
Poczułem jak moje ciało ogarnia
wściekłość. Stał przede mną człowiek, który wymordował moją
rasę, który porwał i torturował Falandira. Zacisnąłem dłonie w
pięści. Miałem ochotę się na niego rzucić i go zabić. Nagle
poczułem ostry ból, upadłem na kolana i złapałem się za głowę.
Lumei podszedł do mnie i podniósł mnie za szyję. Był ode mnie
wyższy, więc ledwo co stałem na opuszkach palców. Jego palce
powoli zaciskały się na mojej szyi. Złapałem go za rękę i
próbowałem uwolnić.
- Więc ty jesteś ostatni. Nie wiem
jak ci się udało przeżyć i ukryć przede mną przez 1000 lat. Ale
to i tak już nie ważne. Zaraz zakończę twoje życie.
Jego głos był pełen jadu. Zaczął
wbijać paznokcie w moją skórę. Musi być bardzo silny, skoro
udaje mu się przebić moją skórę, kiedy tym okropnym bestią się
to nie udało. Poczułem jak po mojej skórze spływa krew. Mężczyzna
przejechał drugą ręką po mojej skórze, podniósł ją do ust i
zaczął zlizywać krew, która miał niebieski kolor co mnie bardzo
zdziwiło.
- Nikt mnie nie powstrzyma. Amanir
będzie mój. Ale ty już tego nie zobaczysz.
Jego dłoń jeszcze mocniej zacisnęła
się na mojej szyi. Zacząłem płakać. W swojej głowie zobaczyłem
twarz Falandira. Tak bardzo zapragnąłem go teraz zobaczyć, po raz
ostatni. Zamknąłem oczu i w tym momencie usłyszałem krzyk Lumeia.
Puścił mnie i upadłem na ziemię. Spojrzałem na czarnoksiężnika.
Jego ręka, która mnie ściskała za gardło płonęła. Czy to ja
mu zrobiłem?
- Ty cholerny bękarcie! Zapłacisz mi
za to! – ruszył w moim kierunku wysuwając w moją stronę rękę.
Nagle przede mną pojawiła się Adae.
Z jej ręki wydostawały się niebieskie płonienie, które
odgrodziły nas od Halaga.
- CO TY WYPRAWIASZ IDIOTO?! MÓWIŁAM
CI ŻEBYŚ NIE WYCHODZIŁ Z LASU!
Niebieskie płonienie zniknęły.
- No proszę, proszę, kogo my tu mamy?
Czyż to nie wielka Adae?
Przyjaciółka zasłoniła mnie swoim
ciałem.
- Chętnie bym cię ukatrupiła, ale w
tej chwili nie mam czasu na zabawę z tobą.
Usłyszałem głośne ryki gdzieś w
powietrzu. Spojrzałem w niebo. Było pokryte gęstym, czarnym dymem,
jednak mój wzrok był bardzo wyostrzony. To co zobaczyłem na niebie
wywołało u mnie szok. W powietrzu znajdowało się z 10 smoków.
Jeden z nich z prędkością błyskawicy wylądował koło Adae i
mnie.
- O nie! Nie uciekniesz mi Fulańczyku!
Wściekły czarodziej posłał w naszym
kierunku błyskawice. Jednak drugi smok zasłonił nas przed ciosem.
- Na co się gapisz idioto?! Wsiadaj! –
krzyknęła do mnie nimfa.
- Ty chyba żartujesz?!
- Czy ja wyglądam jakbym żartowała?!
Nie wkurzaj mnie jeszcze bardziej Harumi! Wsiadaj!
Popchnęła mnie w kierunku smoka. Ten
położył się i wysunął przednią łapę, co pomogło mi wsiąść
na jego grzbiet. Po chwili poczułem obejmujące mnie ramiona nimfy.
- Nie bój się. Będę cię trzymała.
– wyszeptała mi prosto do ucha.
Wzbiliśmy się w powietrze. Zobaczyłem
jeszcze jak Lumei walczy z drugim smokiem. Po chwili i on wzbił się
w powietrze. Zatoczył kółko nad czarnoksiężnikiem, z jego pyska
buchnął ogień, który otoczył Halaga i jego ludzi. Smok w
mgnieniu oka znalazł się przy nas.
- Wszystko w porządku Seres? Nie
jesteś ranny? – zapytała się w języku smoków.
- Tak. Lećmy. Jak się czujesz?
To pytanie było ewidentnie skierowane
go mnie. Spojrzałem na smoka zdziwiony.
- Jesteś Fulańczykiem, więc to
logiczne, że znasz nasz język.
- Wasz język?
- Język smoków. Mam na imię Seres i
jestem synem Gardiona, władcy smoków. Miło mi cię poznać Harumi.
- Skąd znasz moje imię?
- W Garandal wszyscy znają twoje imię.
- Jak to? – nagle zakręciło mi się
w głowie. Moja skóra miała znowu normalny odcień. Poczułem się
bardzo słabo. – Adae?
- Odpocznij. O nic się nie martw.
Jesteś bezpieczny. Mocno cię trzymam. Odpocznij. – pod wpływem
jej melodyjnego i spokojnego głosy poczułem się śpiący.
- Dokąd lecimy?
- Do Garandal. Od dzisiaj tam będzie
nasz dom.
Nie usłyszałem ostatniego zdania
przyjaciółki, ponieważ zapadłem w sen.
~*~*~*~*~*~*~*~*~*~
Czułem, że leżę na czymś miękkim
i ciepłym. Czyjeś dłonie głaskały mnie po głowie. Otworzyłem
oczy i zobaczyłem niebieskie tęczówki mojej przyjaciółki.
- Jak się czujesz?
- Dobrze. Chyba.
Rozejrzałem się po pokoju. Wszystkie
ściany były zrobione z jasnoniebieskiego kamienia. Odwróciłem
się. Za moim plecami było wielkie okno, a obok niego było
przejście prowadzące na taras. Okno nie miało szyb za to wisiały
zwiewne firanki zarówno na oknie jak i na przejściu na taras. Na
przeciwległej ścianie znajdowały się drzwi na korytarz. Po prawej
stronie były drzwi do łazienki, szafa i komoda w ciemnego, prawie
czarnego drewna. Po lewej był malutki stoliczek przy którym stały
dwa fotele, a także biblioteczka.
- Gdzie jesteśmy?
- W Garandal. – usłyszałem męski
głos.
Spojrzałem w stronę tarasu. Do pokoju
wszedł 20-kilkuletni mężczyzna. Miał granatowe, długie włosy i
fioletowo-szare oczy.
- Witaj Harumi. Mam na imię Gardion.
Miło ni cię poznać. – uśmiechnął się przyjaźnie.
- Zaraz, zaraz. Powiedziałeś Gardion?
Władca smoków? – rozszerzyłem oczy ze zdumienia.
- Tak. Zgadza się. Widzę, że Adae
opowiadała ci o mnie.
- Opowiadałam mu o różnych rzeczach.
Gardionie myślę, że należą mu się jakieś wyjaśnienia.
- Oczywiście. Wszystkiego się
dowiesz, ale najpierw musisz odpocząć. To co się ostatnio
wydarzyło musiało cię zszokować. Czy mógłbyś uzbroić się w
cierpliwość? Obiecuje, że wszystko ci wyjaśnię.
- Dobrze. Postaram się.
- Czuj się jak u siebie w domu.
Właściwie od dzisiaj to jest także twój dom. Więc się nie
krępuj.
- Bardzo dziękuję.
- Jak tylko odzyskasz siły wszystkiego
się dowiesz. A teraz wybacz, ale obowiązki wzywają. Adae czy mogę
cie prosić na chwile? Muszę z tobą porozmawiać.
- Już idę. Tu masz nowe ubrania.
Zobaczymy się później. – podała mi ubrania, pocałowała w
policzek i wyszła za Gardionem.
Hikaru-chan
- Jak to możliwe, że mając go pod
nosem przez tyle lat nie zauważyłaś, że Harumi pochodzi z rasy
Fulan?
- Nie wiem. Zawsze wiedziałam, że
jest w nim coś wyjątkowego, ale nigdy bym nie pomyślała, że w
jego żyłach płynie krew Fulanów.
- I to w najczystszej postaci. Jego
oboje rodzice musieli być Fulańczykami.
- Ale to nie możliwe. Poznałam jego
matkę. Była najzwyklejszą kobietą.
- W takim razie nie była jego
prawdziwą matką.
- Chyba nie myślisz, że Harumi ma
ponad 1000 lat? Jak go poznałam był pięcioletnim chłopczykiem.
- Nie umiem tego wyjaśnić. Być może
1000 lat temu uratowało się więcej Fulańczyków niż nam się
wydaje. Ale ukrywają się, żeby Halag ich nie znalazł. Być może
prawdziwi rodzice Harumi postanowili oddać do zwykłym ludziom, żeby
nie zwracać na siebie uwagi. Ale to tylko przypuszczenia. Wysłałem
kilku ludzi, żeby sprawdzili czy nie ma więcej Fulańczyków.
- A co z Falandirem? Jak on się czuje?
- Za każdym razem, jak w Harumim
budziły się moce Faulanów, on odczuwał wielki ból i mdlał.
Myślę, że teraz powinno być wszystko dobrze, skoro są tak blisko
siebie. Jesteś pewnie zmęczona. Powinnaś odpocząć. Już nie
musisz się o niego martwić. Tu jest bezpieczny.
- Chyba masz rację. Powinnam odpocząć.
Pójdę się położyć. Do zobaczenia.
Harumi
Wstałem łóżka. Spojrzałem na
ubrania. Białe bielizna, biała koszula z długimi rękawami,
skórzane brązowe spodnie i taka sam kamizelka. Skóra była bardzo
delikatna w dotyku, ale wydała się jednocześnie bardzo silna.
- To chyba jakaś magia? –
pomyślałem.
Ubrałem się i wyszedłem na taras.
Zaparło mi dech w piesiach. Przede mną rozpościerał się
niezwykły widok Zamek, w którym się znajdowałem był wbudowany w
wielką górę. Było stąd widać całe Garandal. W oddali był
delikatny zarys wysokiego łańcucha górskiego.
- Więc Garandal znajduje się w
wielkiej dolinie otoczonej górami. – powiedziałem do siebie.
Cała dolina pokryta była gęstym
lasem. Widziałem stąd kilka wodospadów i jezior. W powietrzu
latały smoki o przeróżnych kolorach: złote, srebrne, czarne,
zielone, czerwone, niebieskie. Mógłbym tak wymieniać bez końca.
To była cała paleta kolorów. Poruszały się z wielką gracją.
Patrzyłem na to wszystko z zachwytem. Z mojego tarasu mogłem zejść
do pięknego ogrodu. Było tutaj wiele gatunków roślin, których
nigdy nie widziałem. Był także pełen niezwykłych zwierząt.
Schodziłem łagodnym zboczem i podziwiałem otaczający mnie świat.
Wszystko to było takie magiczne. Kwiaty otwierały swoje pąki
wypuszczając maleńkie wróżki wielkości motyla. Co chwilę jakaś
podlatywała do mnie i muskała moją twarz skrzydłami, dłońmi lub
ustami, jakby mnie witały. Uśmiechały się przy tym bardzo
serdecznie.
Zagłębiałem się coraz mocniej w
las. Czułem jakąś dziwną energię, która mnie przyciągała do
siebie. Nagle las zaczął się przerzedzać i znalazłem się na
polanie. Znajdowało się na niej jezioro. Woda była krystalicznie
czysta, odbijało się w niej niebo. Zachęcała do zanurzenia w niej
nóg i tak też zrobiłem. Nie miałem na sobie butów wiec tylko
troszkę podwinąłem sobie nogawki i zanurzyłem nogi w orzeźwiająco
chłodnej wodzie. Zacząłem chodzić w tę i z powrotem.
Nagle woda wzburzyła się. Spojrzałem
zaskoczony na środek jeziora. W powietrze wystrzeliła ściana wody.
Przestraszyłem się i wylądowałem w wodzie. Wodna ścian opadła
na mnie mocząc mnie całkowicie. Podniosłem głowę. Przede mną
stał olbrzymi złoty smok.
Hejeczka,
OdpowiedzUsuńwspaniale, a miał nie wychodzić z lasu, ciekawe czy jest jeszcze ktos z jego rasy, a ten złoty smok...
Dużo weny życzę...
Pozdrawiam serdecznie Basia