Uwaga!!!


Uwaga!!


Jest to blog o tematyce yaoi. Yaoi opowiada o miłości zarówno psychicznej, jak i fizycznej między dwoma mężczyznami. Lżejszą formą yaoi jest shounen-ai. Jeśli jesteś homofobem, albo taka tematyka ci nie pasuje to opuść tego bloga. Pozostałe osoby zapraszam do lektury i komentarzy.

~*~*~*~*~*~*~*~*~*~
Jeśli chcecie być informowani o nowych rozdziałach piszcie na moje gg: 9274038. Od pewnego czasu nie działają mi konferencje, więc o nowych notkach będę Was informowała i moim opisie.

1 maja 2012

Rozdział 6


Rozdział 6


Hikaru-chan

- Więc tu się ukrywasz Fulańczyku. – Lumei stał na wysokiej skarpie i obserwował las. – Las Talolin. – mówił do siebie.

Niedaleko lasu była wioska. Unosił się nad nią dym. W powietrzu unosił się zapach spalonych ciał. Połowa wioski była zrównana z ziemią. Czarnoksiężnik przymrużył oczy.

- Macie być ostrożni. Tego Fulańczyka chcę dostać żywego. Jeśli ktoś go zabiję, to czeka go straszna kara. Zrozumiano!!! – odezwał się do swoich ludzi.

- A co z wieśniakami? – odezwał się Drulo.

- Możecie ich wszystkich zabić. Są nic nieznaczącym robactwem. Weź ze sobą Rille. Niech one się nimi zajmą. Będą miały ucztę. A wioskę spalcie. Użyj magii wiatru i skieruj dym na las. Musimy wykurzyć stamtąd moją zwierzynę. A teraz ruszaj.

- Tak jest panie.


Harumi

Już 3 dni minęły od tego dziwnego zdarzenia. Tak jak obiecałem Adae, nie wychodziłem z lasu. Wiele razy korciło mnie żeby zobaczyć co się naprawdę stało. Ale w ostatnim momencie powstrzymywałem się. Jednak teraz przekroczyłem granicę lasu. Zapach dymu był dzisiaj wyjątkowo silny. Spojrzałem w kierunku wioski. Unosił się nad nią gęsty czarny dym.

Kiedy stanąłem przed wejściem do wioski, zamurowało mnie. Adae mówiła mi, że zniszczyłem połowę wioski, a tu cała była zrównana z ziemią. Nie było ani jednej ściany, ani jednego słupka.

- Co jak takiego zrobiłem? – po policzkach zaczęły spływać mi łzy.

Wszędzie był zapach spalonych i rozkładających się ciał. Aż mnie zemdliło od tego smrodu. Zacząłem iść czymś co jeszcze 3 dni było główną uliczką wioski.

- Jak to możliwe, że zrobiłem coś takiego? Jestem jakimś potworem?


Nagle usłyszałem za sobą warknięcie, a potem wycie. Już kiedyś słyszałem podobne. Odwróciłem się i sparaliżowało mnie ze strachu. Przede mną stały dwa potwory. Były wielkości konia. Cale ciało miały pokryte czarnymi łuskami, gdzie nie gdzie wystawały ostre kolce. Ich głowy przypominały skrzyżowanie kota z psem. Wydłużone pyski, z których wystawały ostre zęby. Oczy miały całe czerwone z czarnymi pionowymi źrenicami. Miały kocie uszy, za którymi znajdowały się dwie pary rogów. Łapy miały bardzo umięśnione, zakończone ostrymi czarnymi pazurami. Byłem tak przerażony, że nie wiedziałem co zrobić. Chciałem uciec, ale nogi odmawiały mi posłuszeństwa. Nagle jedna z bestii zaczęła biec w moją stronę. Rzuciłem się do ucieczki. Jednak druga bestia błyskawicznie zagrodziła mi drogę. Obie rzuciły się na mnie. Zasłoniłem się rękoma, byłem gotowy na ból spowodowany ostrymi kłami wbijającymi się w moje ciało. Jednak nic takiego się nie wydarzyło. Otworzyłem oczy. Jedna z bestii wbijała zęby w moje ranię, a druga z nogę. Nagle odskoczyły ode mnie skomląc żałośnie. Z ich pysków płynęła krew. Spojrzałem na swoją rękę. Skóra była cała blada i mieniła się tak, jakby była posypana drobnymi diamencikami.

- Co jest do cholery?! – krzyknąłem przerażony.

Wtedy sobie przypomniałem co się stało 3 dni temu. Dotknąłem swoich włosów, były dłuższe niż zwykle. Wziąłem jeden kosmyk i przyjrzałem się mu, miał krwisty kolor.

- Witaj Fulańczyku. – usłyszałem za sobą złowrogi głos.

Odwróciłem się. Kilka metrów ode mnie stał wysoki, potężnie zbudowany mężczyzna. Miał długie zgniłozielone włosy i szare oczy, które patrzyły na mnie z chęcią mordu. Zadrżałem pod wpływem tego spojrzenia.

- Kim jesteś?!

- Lumei Halag.

Poczułem jak moje ciało ogarnia wściekłość. Stał przede mną człowiek, który wymordował moją rasę, który porwał i torturował Falandira. Zacisnąłem dłonie w pięści. Miałem ochotę się na niego rzucić i go zabić. Nagle poczułem ostry ból, upadłem na kolana i złapałem się za głowę. Lumei podszedł do mnie i podniósł mnie za szyję. Był ode mnie wyższy, więc ledwo co stałem na opuszkach palców. Jego palce powoli zaciskały się na mojej szyi. Złapałem go za rękę i próbowałem uwolnić.

- Więc ty jesteś ostatni. Nie wiem jak ci się udało przeżyć i ukryć przede mną przez 1000 lat. Ale to i tak już nie ważne. Zaraz zakończę twoje życie.

Jego głos był pełen jadu. Zaczął wbijać paznokcie w moją skórę. Musi być bardzo silny, skoro udaje mu się przebić moją skórę, kiedy tym okropnym bestią się to nie udało. Poczułem jak po mojej skórze spływa krew. Mężczyzna przejechał drugą ręką po mojej skórze, podniósł ją do ust i zaczął zlizywać krew, która miał niebieski kolor co mnie bardzo zdziwiło.

- Nikt mnie nie powstrzyma. Amanir będzie mój. Ale ty już tego nie zobaczysz.

Jego dłoń jeszcze mocniej zacisnęła się na mojej szyi. Zacząłem płakać. W swojej głowie zobaczyłem twarz Falandira. Tak bardzo zapragnąłem go teraz zobaczyć, po raz ostatni. Zamknąłem oczu i w tym momencie usłyszałem krzyk Lumeia. Puścił mnie i upadłem na ziemię. Spojrzałem na czarnoksiężnika. Jego ręka, która mnie ściskała za gardło płonęła. Czy to ja mu zrobiłem?

- Ty cholerny bękarcie! Zapłacisz mi za to! – ruszył w moim kierunku wysuwając w moją stronę rękę.

Nagle przede mną pojawiła się Adae. Z jej ręki wydostawały się niebieskie płonienie, które odgrodziły nas od Halaga.

- CO TY WYPRAWIASZ IDIOTO?! MÓWIŁAM CI ŻEBYŚ NIE WYCHODZIŁ Z LASU!

Niebieskie płonienie zniknęły.

- No proszę, proszę, kogo my tu mamy? Czyż to nie wielka Adae?

Przyjaciółka zasłoniła mnie swoim ciałem.

- Chętnie bym cię ukatrupiła, ale w tej chwili nie mam czasu na zabawę z tobą.

Usłyszałem głośne ryki gdzieś w powietrzu. Spojrzałem w niebo. Było pokryte gęstym, czarnym dymem, jednak mój wzrok był bardzo wyostrzony. To co zobaczyłem na niebie wywołało u mnie szok. W powietrzu znajdowało się z 10 smoków. Jeden z nich z prędkością błyskawicy wylądował koło Adae i mnie.

- O nie! Nie uciekniesz mi Fulańczyku!

Wściekły czarodziej posłał w naszym kierunku błyskawice. Jednak drugi smok zasłonił nas przed ciosem.

- Na co się gapisz idioto?! Wsiadaj! – krzyknęła do mnie nimfa.

- Ty chyba żartujesz?!

- Czy ja wyglądam jakbym żartowała?! Nie wkurzaj mnie jeszcze bardziej Harumi! Wsiadaj!

Popchnęła mnie w kierunku smoka. Ten położył się i wysunął przednią łapę, co pomogło mi wsiąść na jego grzbiet. Po chwili poczułem obejmujące mnie ramiona nimfy.

- Nie bój się. Będę cię trzymała. – wyszeptała mi prosto do ucha.

Wzbiliśmy się w powietrze. Zobaczyłem jeszcze jak Lumei walczy z drugim smokiem. Po chwili i on wzbił się w powietrze. Zatoczył kółko nad czarnoksiężnikiem, z jego pyska buchnął ogień, który otoczył Halaga i jego ludzi. Smok w mgnieniu oka znalazł się przy nas.

- Wszystko w porządku Seres? Nie jesteś ranny? – zapytała się w języku smoków.

- Tak. Lećmy. Jak się czujesz?

To pytanie było ewidentnie skierowane go mnie. Spojrzałem na smoka zdziwiony.

- Jesteś Fulańczykiem, więc to logiczne, że znasz nasz język.

- Wasz język?

- Język smoków. Mam na imię Seres i jestem synem Gardiona, władcy smoków. Miło mi cię poznać Harumi.

- Skąd znasz moje imię?

- W Garandal wszyscy znają twoje imię.

- Jak to? – nagle zakręciło mi się w głowie. Moja skóra miała znowu normalny odcień. Poczułem się bardzo słabo. – Adae?

- Odpocznij. O nic się nie martw. Jesteś bezpieczny. Mocno cię trzymam. Odpocznij. – pod wpływem jej melodyjnego i spokojnego głosy poczułem się śpiący.

- Dokąd lecimy?

- Do Garandal. Od dzisiaj tam będzie nasz dom.

Nie usłyszałem ostatniego zdania przyjaciółki, ponieważ zapadłem w sen.


~*~*~*~*~*~*~*~*~*~

Czułem, że leżę na czymś miękkim i ciepłym. Czyjeś dłonie głaskały mnie po głowie. Otworzyłem oczy i zobaczyłem niebieskie tęczówki mojej przyjaciółki.

- Jak się czujesz?

- Dobrze. Chyba.

Rozejrzałem się po pokoju. Wszystkie ściany były zrobione z jasnoniebieskiego kamienia. Odwróciłem się. Za moim plecami było wielkie okno, a obok niego było przejście prowadzące na taras. Okno nie miało szyb za to wisiały zwiewne firanki zarówno na oknie jak i na przejściu na taras. Na przeciwległej ścianie znajdowały się drzwi na korytarz. Po prawej stronie były drzwi do łazienki, szafa i komoda w ciemnego, prawie czarnego drewna. Po lewej był malutki stoliczek przy którym stały dwa fotele, a także biblioteczka.

- Gdzie jesteśmy?

- W Garandal. – usłyszałem męski głos.

Spojrzałem w stronę tarasu. Do pokoju wszedł 20-kilkuletni mężczyzna. Miał granatowe, długie włosy i fioletowo-szare oczy.

- Witaj Harumi. Mam na imię Gardion. Miło ni cię poznać. – uśmiechnął się przyjaźnie.

- Zaraz, zaraz. Powiedziałeś Gardion? Władca smoków? – rozszerzyłem oczy ze zdumienia.

- Tak. Zgadza się. Widzę, że Adae opowiadała ci o mnie.

- Opowiadałam mu o różnych rzeczach. Gardionie myślę, że należą mu się jakieś wyjaśnienia.

- Oczywiście. Wszystkiego się dowiesz, ale najpierw musisz odpocząć. To co się ostatnio wydarzyło musiało cię zszokować. Czy mógłbyś uzbroić się w cierpliwość? Obiecuje, że wszystko ci wyjaśnię.

- Dobrze. Postaram się.

- Czuj się jak u siebie w domu. Właściwie od dzisiaj to jest także twój dom. Więc się nie krępuj.

- Bardzo dziękuję.

- Jak tylko odzyskasz siły wszystkiego się dowiesz. A teraz wybacz, ale obowiązki wzywają. Adae czy mogę cie prosić na chwile? Muszę z tobą porozmawiać.

- Już idę. Tu masz nowe ubrania. Zobaczymy się później. – podała mi ubrania, pocałowała w policzek i wyszła za Gardionem.


Hikaru-chan

- Jak to możliwe, że mając go pod nosem przez tyle lat nie zauważyłaś, że Harumi pochodzi z rasy Fulan?

- Nie wiem. Zawsze wiedziałam, że jest w nim coś wyjątkowego, ale nigdy bym nie pomyślała, że w jego żyłach płynie krew Fulanów.

- I to w najczystszej postaci. Jego oboje rodzice musieli być Fulańczykami.

- Ale to nie możliwe. Poznałam jego matkę. Była najzwyklejszą kobietą.

- W takim razie nie była jego prawdziwą matką.

- Chyba nie myślisz, że Harumi ma ponad 1000 lat? Jak go poznałam był pięcioletnim chłopczykiem.

- Nie umiem tego wyjaśnić. Być może 1000 lat temu uratowało się więcej Fulańczyków niż nam się wydaje. Ale ukrywają się, żeby Halag ich nie znalazł. Być może prawdziwi rodzice Harumi postanowili oddać do zwykłym ludziom, żeby nie zwracać na siebie uwagi. Ale to tylko przypuszczenia. Wysłałem kilku ludzi, żeby sprawdzili czy nie ma więcej Fulańczyków.

- A co z Falandirem? Jak on się czuje?

- Za każdym razem, jak w Harumim budziły się moce Faulanów, on odczuwał wielki ból i mdlał. Myślę, że teraz powinno być wszystko dobrze, skoro są tak blisko siebie. Jesteś pewnie zmęczona. Powinnaś odpocząć. Już nie musisz się o niego martwić. Tu jest bezpieczny.

- Chyba masz rację. Powinnam odpocząć. Pójdę się położyć. Do zobaczenia.


Harumi

Wstałem łóżka. Spojrzałem na ubrania. Białe bielizna, biała koszula z długimi rękawami, skórzane brązowe spodnie i taka sam kamizelka. Skóra była bardzo delikatna w dotyku, ale wydała się jednocześnie bardzo silna.

- To chyba jakaś magia? – pomyślałem.

Ubrałem się i wyszedłem na taras. Zaparło mi dech w piesiach. Przede mną rozpościerał się niezwykły widok Zamek, w którym się znajdowałem był wbudowany w wielką górę. Było stąd widać całe Garandal. W oddali był delikatny zarys wysokiego łańcucha górskiego.

- Więc Garandal znajduje się w wielkiej dolinie otoczonej górami. – powiedziałem do siebie.

Cała dolina pokryta była gęstym lasem. Widziałem stąd kilka wodospadów i jezior. W powietrzu latały smoki o przeróżnych kolorach: złote, srebrne, czarne, zielone, czerwone, niebieskie. Mógłbym tak wymieniać bez końca. To była cała paleta kolorów. Poruszały się z wielką gracją. Patrzyłem na to wszystko z zachwytem. Z mojego tarasu mogłem zejść do pięknego ogrodu. Było tutaj wiele gatunków roślin, których nigdy nie widziałem. Był także pełen niezwykłych zwierząt. Schodziłem łagodnym zboczem i podziwiałem otaczający mnie świat. Wszystko to było takie magiczne. Kwiaty otwierały swoje pąki wypuszczając maleńkie wróżki wielkości motyla. Co chwilę jakaś podlatywała do mnie i muskała moją twarz skrzydłami, dłońmi lub ustami, jakby mnie witały. Uśmiechały się przy tym bardzo serdecznie.

Zagłębiałem się coraz mocniej w las. Czułem jakąś dziwną energię, która mnie przyciągała do siebie. Nagle las zaczął się przerzedzać i znalazłem się na polanie. Znajdowało się na niej jezioro. Woda była krystalicznie czysta, odbijało się w niej niebo. Zachęcała do zanurzenia w niej nóg i tak też zrobiłem. Nie miałem na sobie butów wiec tylko troszkę podwinąłem sobie nogawki i zanurzyłem nogi w orzeźwiająco chłodnej wodzie. Zacząłem chodzić w tę i z powrotem.

Nagle woda wzburzyła się. Spojrzałem zaskoczony na środek jeziora. W powietrze wystrzeliła ściana wody. Przestraszyłem się i wylądowałem w wodzie. Wodna ścian opadła na mnie mocząc mnie całkowicie. Podniosłem głowę. Przede mną stał olbrzymi złoty smok.

1 komentarz:

  1. Hejeczka,
    wspaniale, a miał nie wychodzić z lasu, ciekawe czy jest jeszcze ktos z jego rasy, a ten złoty smok...
    Dużo weny życzę...
    Pozdrawiam serdecznie Basia

    OdpowiedzUsuń