Rozdział 2
Falandir
Nigdy nie zapomnę tych niebieskich
oczu. Kiedy na nie patrzyłem strach odchodził w niepamięć.
Pierwszy raz od mojego urodzenia czułem spokój. Wypełniał całe
moje ciało, serce i duszę. Nigdy bym nie pomyślał, że mogę się
tak poczuć przez człowieka. Przez ponad 200 lat przeżywałem
koszmar. Wystarczyła tylko chwila, tylko jedne spojrzenie w ten
niesamowity błękit, aby koszmar stał się wspomnieniem.
Jestem bardzo młodym smokiem. Mam 210 lat. Krótko po wykluciu z jaja zostałem porwany przez złego czarnoksiężnika Lumeia Halaga. My smoki jesteśmy najsilniejszymi magicznymi istotami w Amanir. Jedyny moment w naszym życiu, w którym jesteśmy słabe jest zaraz po naszych narodzinach. Lumei wykorzystał to i mnie porwał. Przez 200 lat więził mnie w swoim pałacu w krainie Tartul. W krainie tej panuje wieczna noc, ale nie widać na niebie ani jednej gwiazdy. Właśnie w tej krainie przyszło mi żyć przez 200 lat. Byłem torturowany. Halag próbował rzucać na mnie różne zaklęcia, dzięki którym mógłby mnie kontrolować. Zmieniłem się w człowieka, żeby lepiej kontrolować swoje ciało i umysł. Nie byłem doświadczonym smokiem, więc łatwiej mi było kontrolować się pod postacią człowieka.
10 lat temu udało mi się uciec z tego
strasznego miejsca. Pomógł mi w tym przyjaciel, który tak samo jak
ja został porwany. Jest elfem i ma na imię Fuinril. Co pewien czas
Lumei porywał jakąś magiczną istotę, żeby zawładnąć jej
mocami. Poszukiwał istot z bardzo unikatowymi mocami. Przy pomocy
zakazanych zaklęć czarnej magii wysysał z tych istot ich moce i
wchłaniał je swoim ciałem. Taka istota traciła przy tym życie,
ponieważ to było tak, jakby wysysał z nich dusze. Jedynymi
istotami, których mocy nigdy nie był w stanie wchłonąć są smoki
i elfy. Dwie potężne, starożytne rasy, które są wyjątkowo
odporne na zakazane zaklęcia czarnej magii. A to dlatego, że
jesteśmy ich twórcami. Jedynym sposobem, aby zawładnąć mocą
smoka lub elfa, jest rzucenie zaklęcia kontrolującego. Ale jest to
niezwykle trudne zadanie. Zaklęcie musi być naprawdę silne, albo
osoba rzucająca musi posiadać niezwykłą moc, albo obiekt na który
rzucane jest zaklęcie musi być osłabiony zarówno jego ciało,
dusza i serce. Dlatego ja i Fuinril byliśmy torturowani. Nasze cele
były obok siebie. Elf opowiadał mi różne historie o świecie
Amanir. Opowiadał mi jakie niezwykłe są w nim krainy. Mówił mi
także o mojej ojczyźnie Garandal, której nigdy nie poznałem. O
moim ojcu i mojej matce, moich braciach i siostrach, elfach,
krasnoludach, i o wiele innych magicznych stworzeniach, a także o
ludziach. Wszystkich tych opowieści słuchałem z zapartym tchem.
Moim marzeniem było wyrwać się z tego koszmaru i powrócić do
domu, którego nie znałem, ale za którym tak bardzo tęskniłem.
I pewnego dnia, 10 lat temu, udało się
nam uciec. Lumei był wtedy na jednej ze swoich wypraw. Zapewne
chciał porwać znowu jakąś magiczną istotę. Postanowiliśmy
wykorzystać to, że go nie ma.
- Falandir. – usłyszałem szept.
Spojrzałem w zielone oczy elfa. – Nie mogę już dłużej
wytrzymać. Tęsknię za moją ojczyzną, brakuje mi zieleni, szumu
drzew i wody. Czuję, że powoli zaczynam umierać. Moja dusza i
serce zaczynają umierać. Bo przecież ciało nigdy nie umrze, no
chyba że ty byś mnie zabił.
- Jak możesz tak mówić? Jak mógłbym
cię zabić? Jesteś moim przyjacielem, jedynym przyjacielem.
- Wiem. Przepraszam. Gadam głupoty.
Ale jestem u kresu swych sił. Jeśli dłużej tu zostanę, to w
końcu Lumei zawładnie moim ciałem i będzie mnie kontrolował.
- A co ja mam powiedzieć? Siedzę
tutaj już 200 lat. I nikt nie przyjdzie z pomocą. Nawet mój ojciec
nic nie zrobił w tej sprawie.
- Zaatakować Tartul, to jest jak
rozpętanie wojny światowej. Trzeba wszystko dobrze przemyśleć i
przygotować się.
- 200 lat minęło!
- Posłuchaj. W Amanir żyje więcej
ludzi niż wszystkie magiczne istoty razem wzięte. Jeśli wojna
wybuchnie, to właśnie oni najbardziej ucierpią. Nie posiadają
żadnych magicznych zdolności. Więc magiczne istoty będą musiały
ich bronić.
- Wojna i tak wybuchnie. Prędzej niż
czy później. Jak myślisz dlaczego on wchłania moce innych?
- Jestem pewny, że wszyscy zadają
sobie z tego sprawę i szykują się do tej wojny. Posłuchaj mnie
Falandir. Od dłuższego czasu obmyślałem już plan ucieczki.
Myślę, że to jest najlepszy moment, żebyśmy uciekli. Ale jest on
bardzo ryzykowny. Dla nas obydwu. Ale tylko my możemy to zrobić.
- Jaki to plan?
- Musisz przybrać swoją prawdziwą
postać.
- Żartujesz! Nie mogę tego zrobić.
Nie umiem dobrze panować nad sobą jak jestem pod postacią smoka.
- Daj mi dokończyć. Pomogę ci
kontrolować się pod postacią smoka.
- Jak masz zamiar to zrobić?
- Używając jednego z zakazanych
zaklęć czarnej magii.
- Słucham?
- To jest zupełnie inne zaklęcie, niż
te które używa na nas Halag. Dzięki temu zaklęciu mogę połączyć
twoje ciało z moim. Będziemy stanowić jedność, ale każdy z nas
zachowa swoją świadomość. To właśnie odróżnia to zaklęcie od
zaklęcia kontrolującego. Nasze siły zmieszają się za sobą. To
nam pozwoli uciec.
- A co potem?
- Jak już będziemy bezpieczni
oddzielimy się. Nasze krainy nie są po drodze.
- Ja w ogóle nie wiem gdzie jest
Garandal.
- Naszej siły nie starczy do Garandal.
Nawet do krainy elfów - Narmith, nam jej nie wystarczy. I tak
będziemy musieli się rozłączyć. Ale jest pewien magiczny las, w
którym moglibyśmy odzyskać siły. Opowiadałem ci o nim.
Pamiętasz? Ludzie nazywają go Magicznym Lasem, a tak naprawdę
nazywa się Talolin.
- Pamiętam. Las przesycony magią, w
którym panuje wieczna wiosna.
- Tak. Mieszka tam pewna nimfa –
Adae. Nie jest jakąś tam zwykłą nimfą. Jest strażniczką tego
lasu. Potężną czarodziejką. W jej żyłach płynie nie tylko krew
nimf, ale także smocza i elficka. Ona była by w stanie nam pomóc.
- Dobrze. Zgadzam się. Nawet jeśli
się nam nie uda. To wolę już ponieść śmierć niż tkwić tutaj
dłużej. Ale nie wiem czy dam radę zamienić się w smoka. Nigdy
tego nie robiłem.
- Spokojnie, Najpierw połączymy swoje
ciała. Daj mi rękę.
Podszedłem pod kratę. Złapaliśmy
się za ręce. Fuinril zaczął coś szeptać w jakimś nie
zrozumiałym dla mnie języku. Przez około 60 lat, bo tak długo elf
był w niewoli, nauczył mnie wszystkich języków jakimi posługuje
się w Amanir. Jednak tego nigdy nie słyszałem. Nagle poczułem
ciepło rozchodzące się po moim ciele. Wędrowało do każdej
komórki mojego ciała. Zaraz potem poczułem przypływ energii.
- Falandir. – usłyszałem szept. –
Zmień się w smoka.
Otworzyłem oczy. Cela obok była
pusta. Na ziemi były tylko ubrania, które miał na sobie elf.
- Fuinril.
- Jestem w twoim umyśle. Wiem, że to
trochę krępujące. Czujesz siłę, która przepływa przez twoje
ciało?
- Tak.
- Skup się. Jak tylko zmienisz się w
smoka, wszystkie te kajdany i mury pękną. Błyskawicznie trzeba
będzie uciekać. Trzeba wykorzystać efekt zaskoczenia. Rozumiesz?
- Tak.
Zamknąłem oczy. Skupiłem się na tej
wielkiej energii, którą czułem w sobie. Miałem wrażenie, że
mnie rozerwie. Nagle poczułem szarpnięcie, było bardzo bolesne.
- Tylko nie krzycz. Wiem, że boli. Ja
też czuję ten ból. Nigdy nie przemieniałeś się w smoka. Więc
to będzie prawdopodobnie bardzo bolesna przemiana. Skup się na
przemianie, a ja na bólu.
Otworzyłem oczy. Spojrzałem na moje
ręce. Skóra przybrała złoty odcień. Moje dłonie były
zakończone srebrnymi szponami, a one same zaczęły bardziej
przypominać wielkie łapy. Odwróciłem się i zobaczyłem mój
ogon. Długi, złoty zakończony kolcami. Spojrzałem na swoje nogi,
które były już łapami. Moje ciało zaczęło się powiększać.
Już nie mieściło się w celi. Rozległ się huk. Ściany naszego
więzienia rozsypały się w drobny mak. Przez chwilę stałem
zszokowany swoją przemianą. Miałem może z 20 m wysokości.
- Falandir! Nie mamy czasu! Leć! –
wyrwał mnie krzyk w mojej głowie.
- Ale jak? Nigdy nie latałem.
- Smoki mają to we krwi. Zdaj się na
swój instynkt.
Rozwinąłem skrzydła. Odwróciłem
łeb i spojrzałem na nie. Wyglądały jak delikatna błona, jednak
były bardzo twarde, tak jak reszta mojego ciała. Miały złoty
kolor. Właściwie wyglądało to tak, jakby po moich skrzydłach i
nie tylko, po całym moim ciele płynęło złoto.
- Wiem, że widzisz się po raz
pierwszy w takiej postaci. Ale nie mamy czasu. Leć!
Trzepnąłem skrzydłami i od razu
wzbiłem się w powietrze. Poczułem wiatr i wzniosłem się jeszcze
wyżej. To był jak cud. Czułem się wolny. Spełniło się moje
marzenie.
- Kieruj się na południe. - Nie
wiedziałem, gdzie jest, ale mój instynkt podpowiadał mi gdzie mam
lecieć. Lecieliśmy szybko, bardzo szybko. - Możesz już zwolnić.
Jesteśmy już daleko od Tartul.
Nagle poczułem jak zaczyna mi się
kręcić w głowie.
- Fuinril. Co się za mną dzieje?
- Myślę, że to szok spowodowany
przemianą i lotem. Nigdy tego nie robiłeś więc pewnie szybko cię
to zmęczyło. Widzisz tamtą polanę? – wskazał polanę w środku
lasu. – Wyląduj tam.
Jak tylko moje łapy dotknęły ziemi,
zmieniłem się na powrót w człowieka. Koło mnie zaraz stanął
elf. Obaj byliśmy nadzy. Moje ubrania rozerwały się podczas
przemiany.
- Musimy odpocząć. Pewnie nie dasz
rady przemienić się jeszcze raz?
- Chyba nie.
- Na razie będziemy się trzymać
lasu. Być może po drodze znajdziemy jakieś rzeczy do ubrania. Nie
jest ci zimno?
- Nie. Ale to chyba normalne. W końcu
jestem smokiem. A tobie?
- Elfy też są odporne na niskie
temperatury.
Usiedliśmy pod drzewem i mimo że nie
było nam zimno wtuliliśmy się w siebie. W wyczerpani naszą
ucieczką zasnęliśmy.